9 powodów, dla których nie warto wierzyć w argumenty dyrektora TPN za utrzymaniem transportu konnego do Morskiego Oka - Ratuj konie | Fundacja Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt – Viva! 9 powodów, dla których nie warto wierzyć w argumenty dyrektora TPN za utrzymaniem transportu konnego do Morskiego Oka - Ratuj konie | Fundacja Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt – Viva!
9 powodów, dla których nie warto wierzyć w argumenty dyrektora TPN za utrzymaniem transportu konnego do Morskiego Oka

9 powodów, dla których nie warto wierzyć w argumenty dyrektora TPN za utrzymaniem transportu konnego do Morskiego Oka

W serwisie Onet Podróże opublikowano właśnie wywiad z dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego, Szymonem Ziobrowskim. Nie jest to autorski wywiad Onetu, a jedynie przedruk z najnowszego numeru kwartalnika „Tatry”. Warto podkreślić, że kwartalnik “Tatry” jest wydawany przez… sam Tatrzański Park Narodowy!

Ponieważ Tatrzański Park Narodowy od wielu lat zaciemnia obraz pracy koni na trasie do Morskiego Oka – uważamy, że koniecznym jest odniesienie się do wielu, w naszej opinii nieprawdziwych informacji, które dyrektor Szymon Ziobrowski podaje w wywiadzie udzielonym własnemu magazynowi.

Poniżej publikujemy 9 powodów, dla których nie warto wierzyć w argumenty TPN za utrzymaniem transportu konnego do Morskiego Oka.

1. BRAK ALTERNATYWY

Zacznijmy od wypowiedzi dyrektora, że na drodze do Morskiego Oka “Ja do wozu konnego nie wsiadam. I nie chodzi tu o mój stosunek do tej formy transportu. Generalnie wybieram rower albo nogi”. Otóż dzięki decyzji Tatrzańskiego Parku Narodowego na trasie do Morskiego Oka nie wolno się poruszać nie tylko rowerem, ale także hulajnogą elektryczną. Turystom, zmierzającym do Morskiego Oka, a chcącym skorzystać z innej formy pokonania tej trasy, niż własne nogi, zostają tylko wozy konne.

W 2014 roku upadł też ostatecznie pomysł wprowadzenia na trasę pojazdów elektrycznych. Oficjalne testy pojazdu elektrycznego rozpoczęły się 19. sierpnia i zakończyły 6. września 2014 r. Melex 366 N.Car przewożąc 6 osób bez problemów trzykrotnie, a czasem nawet czterokrotnie, pokonywał trasę w górę i w dół na jednym naładowaniu baterii. W czasie 19 dni udowodniły, że ten rodzaj transportu turystów jest bardzo ciekawą alternatywą dla zaprzęgów konnych. Melex bez trudu radził sobie z wymagającą górską trasą poruszając się przy tym niemal bezszelestnie i nie emitując szkodliwych spalin. Czas przejazdu pojazdem elektrycznym okazał się znacznie krótszy od czasu jaki na pokonanie tej trasy potrzebują zaprzęgi konne. Przejazd w górę zajmował zazwyczaj około 30 minut natomiast zjazd około 20 minut. Fasiągi trasę w górę pokonują w czasie minimum 1 godziny.  Krótszy czas przejazdu doceniali przede wszystkim turyści, którzy mieli okazję skorzystać z nowej formy transportu na tej trasie. Podkreślali oni również ekologiczne aspekty zastosowania pojazdu elektrycznego.

Furmani narzekali, że testowane Melexy mogły zabrać tylko kierowcę i 7 pasażerów.  Nie przekonywał ich argument, że pojazdy pokonują dwa razy szybciej i nie muszą robić przerw na odpoczynek, w związku z czym w ciągu godziny są w stanie przewieźć większą liczbę pasażerów. Dlatego jesienią na trasie pojawiły się większe, chińskie wózki elektryczne. O wynikach tych testów nic więcej nie wiadomo poza tym, co w połowie października 2014 roku w mediach mówił starosta tatrzański, Andrzej Gąsienica-Makowski. Twierdził on, że mimo stosunkowo dobrej pogody pojazdy te miały problemy z obsługiwaniem trasy do Morskiego Oka. Przy halnym wietrze elektryczne pojazdy miały dojechać, zdaniem starosty, tylko do połowy trasy. Oczywiście starosta nazywał te pojazdy „meleksami”, choć nie były one produkcji polskiej firmy Melex. Po spekulacjach prasowych, jakoby pojazdy Melexa nie radziły sobie z trasą – firma wydała oświadczenie, a starosta tatrzański, wezwany przez firmę do sprostowania nieprawdziwych informacji na temat testów, przeprosił ją oficjalnie za podawanie nieprawdziwych informacji.

2. W INNYCH PARKACH SIĘ DA

Dyrektor Ziobrowski mówi w wywiadzie: “Pytanie o transport jest oczywiście ważne. Znamy przykłady parków narodowych, w których takie ułatwienia są.” Wystarczy spojrzeć, na chorwacki Park Narodowy Jezior Plitvickich (transport autobusami) , Park Narodowy Słowacki Raj (hulajnogi terenowe), Park Narodowy Yellowstone (autobusy, śniegobusy, skutery śnieżne), austriacki Park Narodowy Gesäuse (wózki elektryczne dla niepełnosprawnych), Park Narodowy Great Smoky Mountains (samochód ciągnący przyczepę z turystami), Park Narodowy Gór Skalistych (autobusy). W wielu parkach narodowych na świecie można jeździć także rowerami, a w niektórych nawet deskorolkami.

Osobną kwestią jest to, czy taki transport na trasie do Morskiego Oka jest w ogóle konieczny i jak wpływa on na środowisko samego parku. Ziobrowski przyznaje, że trasę przekraczają zwierzęta, a zwiększony ruch turystyczny nie wzmacnia ich komfortu życia. Dodatkowo należy podkreślić, że w przypadku Kasprowego Wierchu wprowadzono ograniczenia dotyczące liczby turystów, których może przewieźć kolejka linowa, w celu ochrony przyrody tatrzańskiej. Morskie Oko posiada taki sam stopień ochrony, jak Kasprowy Wierch, a jednak nie ogranicza się tam liczby turystów, którym nie chce się samodzielnie pokonać tej trasy, co prowadzi do “zadeptywania” okolic Morskiego Oka i zmniejsza komfort zwierząt tak żyjących.

Warto też podkreślić kwestię od początku przemilczaną w sprawie transportu konnego do Morskiego Oka i jego wpływu na środowisko obszaru chronionego. Z naszych badań wynika, że konie w ciągu 5 lat skuły kilka centymetrów dywanika asfaltowego z drogi, a w wyniku tego do atmosfery parku przedostało się około 70 ton rakotwórczego pyłu bitumicznego, który nie tylko zanieczyszcza przyrodę, ale także stanowi realne zagrożenie dla turystów, wdychających ten pył, zawierający frakcję ropopochodną oraz metale ciężkie. Zarówno Tatrzański Park Narodowy, jak i Ministerstwo Środowiska zignorowały nasze informacje na ten temat.

3. KASA, MISIU, KASA

Szymon Ziobrowski przyznaje: “Transport, podobnie jak wspomniane już bilety wstępu, ma również wymiar ekonomiczny. Generuje przychody dla operatorów, czyli dla wozaków, generuje też przychody dla Parku. (…) Około miliona złotych rocznie. To niebagatelna kwota.” Trudno się nie zgodzić, że motywacja finansowa jest jedną z przyczyn, która kieruje urzędnikami w tej sprawie. Jednak wprowadzenie alternatywnego transportu, np. pojazdów elektrycznych, także generowałoby zyski dla TPN, ale nie byłyby one okupione cierpieniem zwierząt i zanieczyszczeniem środowiska parku.

4. O TONĘ ZA DUŻO

Ziobrowski mówi: “Z kolei dobrostan koni to zupełnie oddzielna kwestia. Toczy się wiele dyskusji, ale w ostatnich 11 latach Park podjął bardzo dużo działań, które ten dobrostan poprawiły. Zaczęło się w roku 2009, kiedy padł koń Jordek, notabene, jak wykazały badania – nie z przemęczenia. Nastąpiły zmiany w regulaminie: konie mają czas na odpoczynek, są limity liczby osób na wozach i liczby kursów, zakaz poruszania się kłusem na bardziej stromych odcinkach drogi”, ignorując cały czas fakt, że konie na tej trasie pracują w przeciążeniu o około tonę, a regulamin przewozów konnych nie jest odpowiednio kontrolowany. Problemem jest także to, że nawet w momencie wykrycia przez Straż Parku nieprawidłowości – nie są o nich informowane organa ścigania. Udowodniła to dobitnie sprawa, która w ubiegłym roku trafiła na wokandę Sądu Rejonowego w Zakopanem. Sąd uznał dwóch fiakrów za winnych znęcania się nad końmi, a sprawa wyszła na jaw nie dzięki zawiadomieniu organów ścigania przez Park, a dzięki Fundacji Viva!, która odkryła te nieprawidłowości w aktach innego postępowania prokuratorskiego.

Dodatkowo biegły sądowy mechanik w postępowaniu w prokuraturze przyznaje rację Vivie, że hipolog, liczący przeciążenia dla TPN się pomylił. To właśnie na podstawie tych wadliwych wyliczeń hipologa TPN ustalił w regulaminie maksymalną liczbę pasażerów na wozie na 12 osób, a TPN dodatkowo, poza tym limitem, pozwolił na przewóz dzieci i bagaży, takich jak np. wózki. Dyrektor Szymon Ziobrowski zna treść opinii, sporządzonej przez biegłego mechanika, ale wciąż nie potrafi przyznać, że hipolog pracujący na zlecenie parku się pomylił. TPN twierdzi, że mechanicy i fizycy nie znają się na koniach. Ale znają się na fizyce i potrafią oceniać, że wyliczenia hipologa są sprzeczne z podstawowymi prawami fizyki, zgodnie z którymi przy siłach wyliczonych przez hipologa wóz nie miałby szans wyjechać z Palenicy na Włosienicę. Z poprawnych wyliczeń wynika, że konie ciągną o około tonę za dużo, a więc pracują w przeciążeniach.

5. SPIRALA CIERPIENIA

Dyrektor TPN twierdzi, że “Kulminacją zmian są coroczne badania zwierząt przeprowadzane przez zespół lekarzy weterynarii, reprezentujących również organizacje pro zwierzęce. Z mojej perspektywy najlepszym dowodem na to, że koniom nie dzieje się źle, jest bardzo niewielki odsetek zwierząt, które po wykonaniu badań są wycofywane z pracy, dochodzący do 1 proc. Z reguły są to 3–4 konie, a na drodze pracuje ponad 300”. Tymczasem badania weterynaryjne, wykonywane przez komisję przed sezonem określają stan zdrowia koni tylko i wyłącznie w dniu badania. Nie gwarantują, że już następnego dnia konie nie okuleją czy nie zachorują na inne schorzenia.

Ponadto badania koni wykonywane przez komisję budzą wiele wątpliwości, również w członkach tej komisji. Zwierzęta nie są badane indywidualnie w ruchu, a więc nie można stwierdzić z całą pewnością, czy nie cierpią na schorzenia układu ruchu, których nie sposób wykryć, kiedy są zaprzężone do wozów. Dowodami na to, że do pracy były dopuszczane konie chore są np.: koń Awans, który był dopuszczany do pracy z licznymi zwyrodnieniami układu ruchu; koń Regon, który został dopuszczony do pracy z dychawicą świszczącą czy koń Jawor – z arytmią. Podczas badań w 2019 roku lekarz weterynarii reprezentujący TPN i odpowiedzialny w komisji za badania ortopedyczne koni dopuścił do pracy zwierzę, u którego lekarz weterynarii reprezentująca Fundację Viva! i odpowiedzialna za badanie spoczynkowe wykryła zaawansowaną chorobę zwyrodnieniową układu ruchu. Dodatkowo zwierzęta są badane w większości po pokonaniu trasy z niepełnym wozem, a czasem nawet “na pusto”, a także znacznie spokojniejszym tępem, niż zazwyczaj, co znacząco wpływa na wyniki badań i nie pozwala ocenić wpływu pracy na organizm koni. Ale nawet przy takim systemie badań lekarz weterynarii Bożena Latocha, reprezentująca Vivę w komisji badającej konie, wielokrotnie zwracała uwagę na to, że wyniki krążeniowo-oddechowe zwierząt wskazują na pracę w przeciążeniu.

Na negatywny wpływ na zdrowie zwierząt wskazują także częste wymiany koni. W 2014 roku konie wycofywane z trasy do Morskiego Oka pracowały na niej średnio 19,9 miesiąca. W 2012 te, które trafiały do rzeźni pracowały tam średnio zaledwie 11 miesięcy. Z analizy danych Polskiego Związku Hodowców Koni wynika, że od stycznia 2012 do połowy czerwca 2013 do rzeźni trafiły 44 konie pracujące w tym miejscu, w tym zwierzęta 4 i 5-letnie, czasami po zaledwie kilku miesiącach pracy na trasie. W tym okresie 3 konie padły, w tym dwa w sierpniu, czyli w szczycie sezonu. To oznacza, że w okresie 18 miesięcy straciło życie 20% zwierząt pracujących na drodze do Morskiego Oka, czyli co piąty koń. Średni czas pracy koni zabitych w rzeźni wynosił 10,8 miesiąca. W 2014 roku średni czas pracy zwierząt wycofywanych z trasy skrócił się z 28 miesięcy (w 2013 roku) do zaledwie 19,9 miesiąca. Bardziej aktualnych danych nie posiadamy, ponieważ PZHK  i TPN skutecznie uniemożliwiają nam dostęp do tych informacji. Statystycznie wszystkie zwierzęta są wymieniane co 5 lat. Te, które do pracy się już nie nadają, są sprzedawane, a na trasę trafiają kolejne zwierzęta, zwykle zbyt młode, z nieukształtowanym w pełni układem ruchu, co skutkuje jego szybkim wyniszczaniem. I tak spirala cierpienia się nakręca.

6. WSZYSTKO W RĘKACH PARKU

Ziobrowski twierdzi: “Trzeba też dodać, że cały ten układ końsko-ludzki jest dość złożony. Droga do Włosienicy to droga powiatowa, należy także wziąć pod uwagę miejsca pracy dla dużej społeczności, pieniądze i bardzo różnych turystów, którzy pojawiają się w Tatrach i dla których transport jest ważny. To nie są więc proste decyzje”. Warto tu podkreślić, że transport wykonuje 60 prywatnych przedsiębiorców, ale nie jest to zwykle jedyne źródło utrzymania dla ich rodzin. Często posiadają oni także pensjonaty i kwatery prywatne, a konie pracują również poza parkiem, w przejażdżkach dla turystów w Bukowinie czy Białce Tatrzańskiej.

Tymczasem alternatywny transport generowałby taką samą liczbę miejsc pracy i zyski. Dodatkowo TPN często podkreśla, że droga do Morskiego Oka jest drogą powiatową, pozostającą w zarządzie Starostwa Tatrzańskiego i to starostwo nie wyraża zgody na likwidację tego transportu. Podkreślić tu należy, że zarówno parking wynajmowany fiakrom na Palenicy Białczańskiej, jak i rondo na Polanie Włosienica, należą do Tatrzańskiego Parku Narodowego i bez ich udostępnienia transport konny nie mógłby w ogóle funkcjonować.

7. HYBRYDOWA MRZONKA

Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego mówi: “Drugi prototyp (dop. ratujkonie: hybrydy konno-ekektrycznej) jest w opracowaniu, ma zostać ukończony we wrześniu. Czy będzie naszym sukcesem, czy porażką – to się okaże. Widziałem tę hybrydę w ruchu. A od niedawna poruszam się rowerem elektrycznym i jestem zachwycony. Technologia naprawdę daje nam tu duże możliwości. Jeśli to zadziała, to myślę, że podobna usługa będzie implementowana w innych krajach Europy, a może i świata”. Nigdzie na świecie nie zdołano opracować hybrydy elektryczno-konnej, która byłaby przystosowana do zmiennego nachylenia terenu górskiego. Ignorując ten fakt TPN ogłosił przetarg na wykonanie wozu konnego, wspomaganego silnikiem elektrycznym.

Przetarg wygrała firma, która nie posiada żadnego doświadczenia w pracy nad takimi rozwiązaniami, a jedyny sukces, jaki ma na koncie to pozyskanie pieniędzy z UE na wprowadzenie na rynek nowoczesnego roweru elektrycznego, który nigdy nie trafił do sprzedaży. Firma wyprodukowała prototyp wozu hybrydowego po konsultacjach z hipologiem, który sporządził nieprawdziwą ekspertyzę o pracy koni na trasie i na podstawie, jak się domyślamy, nieprawidłowego pomiaru, jakim dysponował hipolog. Hybrydę odebrał w imieniu Tatrzańskiego Parku Narodowego pracownik, który posiada wykształcenie technika żywienia zbiorowego. Następnie hybryda trafiła do testów na trasie. Nikt nie wiedział w jaki sposób działa i w jakim zakresie odciąża konie w pracy. Wielokrotnie zadawaliśmy pytania o te fakty pracownikom TPN, niestety na większość z nich nie potrafili oni odpowiedzieć. Dlatego też mamy poważne wątpliwości, czy hybryda działa i w jakim zakresie.

Kiedy 30 stycznia 2018 roku w siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego w Kuźnicach trwało spotkanie dotyczące zmian w regulaminie, na Łysej Polanie płonął budynek należący do parku, a w nim – pojazd hybrydowy. Z informacji TPN wynika, że wóz spłonął w trakcie ładowania. Tymczasem baterie miały się ładować również podczas drogi w dół. Na szczęście do spłonięcia wozu doszło w garażu, a nie podczas pracy na trasie, gdzie zagrożone byłyby konie… Nietrudno bowiem sobie wyobrazić, że konie wpadłyby w panikę, gdyby z wozu unosił się dym, a później buchałyby płomienie. W tej sytuacji konie z pewnością by się spłoszyły i pognały w dół z ogromną prędkością, tratując po drodze wszystko i wszystkich.

Dlaczego jesteśmy przeciwni hybrydzie? Naszym zdaniem to pudrowanie problemu, czyli zbyt ciężkiej pracy koni na trasie do Morskiego Oka. Przecież Tatrzański Park Narodowy NIGDY NIE PRZYZNAŁ, ŻE KONIE PRACUJĄ PONAD SIŁY. W tej sytuacji niezrozumiałe jest, że płaci setki tysięcy publicznych pieniędzy na pojazd, który ma odciążyć nieprzeciążone w ich opinii konie… Podkreślić należy też, że mimo naszych apeli Tatrzański Park Narodowy nigdy nie umożliwił nam udziału w testach tego pojazdu. Tymczasem pracownicy TPN nie mają żadnych kompetencji do oceny, czy hybryda działa prawidłowo i czy została skonstruowana w sposób zgodny ze zdrowym rozsądkiem i prawami fizyki. Dyrektor TPN marzy o światowej karierze hybrydy z Tatr, tymczasem na razie światową “karierę” robią zdjęcia umęczonych koni na trasie do Morskiego Oka, które to zdjęcia są niechlubną wizytówką parku.

8. CIERPIENIE KONI

Ziobrowski mówi: “Na jednym z kursów w Stanach zapoznałem się z niezbyt udaną hybrydą: posadzono nas na wozy podobne do morskoocznych, tyle że zaprzężone w… pick-upy. I to było straszne”, a my odpowiadamy: STRASZNE JEST CIERPIENIE KONI NA TRASIE DO MORSKIEGO OKA, a nie maszyny, które pomagają transportować turystów w górach! Konie na tej trasie pracują w przeciążeniu, ciągnąc o około tonę za dużo. Pracują w kłusie, na twardym podłożu o dużym nachyleniu, co prowadzi do mikrourazów, a w dłuższej perspektywie – zmian w układzie ruchu. Zwierzęta cierpią fizycznie i psychicznie, bo pracy nie mogą uniknąć. I nie trzeba być specjalistą, żeby to cierpienie dostrzec.

9. NIEBEZPIECZNE ZAPRZĘGI

9. Dyrektor TPN twierdzi: “W wędrowaniu po Tatrach wiele zależy od nas”. Jest to oczywiście nieprawda. Szlak do Morskiego Oka jest jednym z najpopularniejszych i jednocześnie najłatwiejszych tatrzańskich szlaków, prowadzącym również w Tatry Wysokie. Turyści nim wędrujący nie mają wyboru – MUSZĄ ZMIERZYĆ SIĘ Z WIDOKIEM CIERPIĄCYCH ZWIERZĄT. A jak udowodnił również wypadek z czerwca tego roku – mogą być narażeni na niebezpieczeństwo utraty życia bądź zdrowia w wyniku spłoszenia się koni na trasie. Dodatkowo – uciekając w góry, by oddychać świeżym, tatrzańskim powietrzem, nieświadomie wdychają pył bitumiczny. Ale o tym TPN milczy jak zaklęty.

NIE BĄDŹ OBOJĘTNY!

Co możesz zrobić, by pomóc Fundacji Viva! w walce o konie z Morskiego Oka? Nie jedź wozami! Spacer do Morskiego Oka zajmuje 2h 20 minut. Trasa jest szeroka i gładka, więc można się nią wybrać w góry nawet z dzieckiem w wózku. Jeśli idziesz do Morskiego Oka – rób zdjęcia koni i dokumentuj przejazd wozów/sań na filmach. Wysyłaj je mailem na adres mok@viva.org.pl. Podpisz petycję o zatrzymanie transportu konnego do Morskiego Oka. Opowiedz rodzinie i znajomym o sytuacji koni – dzięki temu kolejne osoby nie wsiądą na wozy. Dzięki naszej intensywnej kampanii informacyjnej już teraz wsiadanie na wozy stało się narodowym obciachem, a sami fiakrzy narzekają, że coraz mniej osób chce korzystać z ich usług, a coraz więcej wybiera spacer. Ta zmiana społeczna się dzieje i nawet jeśli dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego nie znajdzie w sobie odwagi cywilnej do wydania etycznej decyzji kończącej cierpienie tych zwierząt – dzięki edukacji społecznej transport ten prędzej czy później zaniknie z braku klientów.

Kontakt

Zapisz się na nasz newsletter
i otrzymuj najnowsze informacje.

Nasza społeczność na Facebooku Nasza społeczność na Facebooku

Ratuj Konie :
E-mail : info@ratujkonie.pl
Tel. : 797 649 508
BNP Paribas 19 1600 1462 1030 9079 0000 0025

Biuro :
Fundacja Międzynarodowy Ruch
na Rzecz Zwierząt - Viva!
ul. Kawęczyńska 16/39
03-772 Warszawa
www.viva.org.pl

KRS 0000135274
NIP 525-21-91-290
Regon 016409834

Ładowanie treści wpisu

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.